tytuł oryginalny: Wolf Of The Wall Street
reżyseria: Martin Scorsese
scenariusz: Terence Winter
obsada: Leonardo DiCaprio, Jonah Hill,
Margot Robbie, Matthew McConaughey
To normalne, że po seansie nasuwa się od razu pytanie - czy to do cholery był film Martina Scorsese? Porównując go do poprzednich dzieł amerykańskiego reżysera, nie mogłem się pogodzić z myślą, że oglądam kolejny projekt mistrza. Scorsese powinien podziękować Leonardo Di Caprio, bo gdyby nie jego kunszt aktorski, film nie byłby tak wysoko w rankingach.
Film przedstawia historię Jordana Belforta, maklera giełdowego, który wpada na pomysł jak szybko i niekoniecznie uczciwie, wzbogacić się i opływać w luksusie. Wraz ze stworzoną przez siebie ekipą, zarabia niewyobrażalną ilość pieniędzy w krótkim czasie, po czym namiętnie oddaje się przyjemności ich trwonienia, co oczywiście ściąga zainteresowanie agentów FBI.
Co może się nie
spodobać, to nadmierna ilość wulgaryzmów w każdej formie, nagości oraz scen
powodujących zniesmaczenie ( Leo wciągający koks z tyłka prostytutki ).
Widocznie górę wziął trend, że seks i przekleństwa tylko podciągną słupki
popularności filmu, a Scorsese raczej nie musiał uciekać się do takich metod. A
może to po prostu wynik obecności na planie Jonaha Hilla? Widocznie aktor wciąż
ciągnie ze sobą brzemię grubaska o chorych pomysłach ( "Supersamiec"
). Można jeszcze ponarzekać, że film jest zbyt długi, wiele wątków jest
niepotrzebnie wrzuconych, można było po prostu skrócić seans, co pozostawiłoby
na widzu lepsze wrażenie.
Po świetnym
zwiastunie nie doczekałem się równie świetnego filmu, ale "Wilk z Wall
Street" to mimo wszystko obowiązkowa pozycja, chociaż widać, że po
"Hugo", Scorsese wnosi powiew świeżego powietrza w swoje filmy, co
wcale nie musi skończyć się sukcesem.
Mi film jako całość bardzo się podobał co nie zmienia faktu, że rzeczywiście trochę zbyt wydłużyli fabułę. Końcowe sceny są jakby na siłę ciągnięte.
OdpowiedzUsuńMi się podobał jak najbardziej - do fabuły nie powinnam się przyczepiać, jako że to film na faktach a na pewno na podstawie książki, także dość małe pole do popisu (chociaż nie czytałam, więc też trudno mi się wypowiedzieć), ale jak słusznie zauważyłeś film wygląda super i bardzo przyjemnie się go ogląda. Dłużyzny chyba były wynikiem tylko i wyłącznie pola do popisu dla Leosia, który naprawdę jest świetnym aktorem (i piszę to drżącą ręką, bo kiedyś bardzo, ale to bardzo mnie drażnił ;) ). Ogólnie byłam zadowolona i osobiście nie poczułam, że film trwał 3 godziny ;)
OdpowiedzUsuńA klimat Scorsese zachowany jak najbardziej, chociaż tematyka zgoła inna (choć nie do końca ;) )
to wygląda trochę jakby Scorsese zrobił film specjalnie dla Leo, by ten zdobył Oscara. Jest faworytem, ale nie zdziwiłbym się jakby mu ktoś z dwójki Ejiofor-McConaughey sprzątnął nagrodę sprzed nosa. Co do samego Scorsese, to wolę jak się obraca w filmach o innej tematyce, zdecydowanie bardziej podobały mi się "Gangi Nowego Jorku" i "Infiltracja".
OdpowiedzUsuńJeszcze nie obejrzałam właśnie filmów "oscarowych" więc na razie trudno mi oceniać :D ale czy dla Leo czy nie dla Leo film naprawdę mi się podobał :)
OdpowiedzUsuńGangi to jest jeden z moich <3 w kategorii historyczno-amerykańskiej, a Infiltracji jeszcze nie widziałam niestety ale się zamierzam :D