środa, 8 października 2014

Annabelle (2014)



reżyseria: John R. Leonetti
scenariusz: Gary Dauberman
obsada: Annabelle Wallis, Ward Horton,
Tony Amendola, Alfre Woodard


Na powrót po tak długiej przerwie przygotowałem coś lekkiego, abym przypadkiem się za bardzo nie rozpisał. Przed państwem Annabelle - lalka, której nigdy nie dałbym swojemu dziecku i z pewnością nie posadził na półce wśród innych zabawek. Tu nie chodzi tylko o jej brzydotę - Annabelle ma jeszcze inną cechę. Jest źródłem zła.




Średnio raz w miesiącu fani horrorów mają powód do zadowolenia - kina wpuszczają w swój repertuar film, który w pierwotnym założeniu ma wystraszyć i zapewnić adrenaliny na następny miesiąc. Bzdury. Horror ucieka pod granicę kiczu, a swoją 'moc' opiera na efektach wizualnych i dźwiękowych. Widz przeraża się nie historią, a głośnym trzaskiem, łoskotem, krzykiem. Mistrzowie gatunku przewracają się w grobie. Straszeni jesteśmy techniką, a nie treścią filmu. Równie dobrze można byłoby nakręcić urodzinowe przyjęcie czterolatków i przy dodaniu odpowiednich efektów, opakować je jako 'mrożącą krew w żyłach przedszkolną grozę'. Chwyciłoby.

A więc tak - mamy młode małżeństwo spodziewające się dziecka (czytaj: nieskalanej duszy, na którą chęć ma sam diabeł). Mia i John. Kolekcjonerka szpetnych lalek i pan Lekarz. Ich koszmar zaczyna się, gdy para nawiedzonych szaleńców morduje sąsiadów z domu obok. Nienasyceni krwią, próbują zaszlachtować również parę naszych bohaterów, ale że to początek filmu, to im się oczywiście nie udaje. Mordercy giną, ale życie budzi się w Annabelle - okropnie brzydkiej lalce, nowym kolekcjonerskim nabytku Mii. Standard. Schemat goni schemat. Nawiedzony dom, wypadek, szybka przeprowadzka. Ale żeby nie było za pięknie - nawiedzona laleczka podąża wraz za Mią i Johnem. Po co? No diabeł potrzebuje duszy dziecka, a tak się składa, że Mia właśnie urodziła. W tym momencie reżyser rzuca sparciałymi kartami z rękawa - mamy huki, grzmoty, coś się pojawia i znika, a biedna kobieta pracuje na opinię niereformowalnej wariatki. Przecież duchów nie ma, prawda?

Reżyser John R. Leonetti nie wnosi nic nowego do swojego gatunku. Kręci film na tej samej kliszy, co poprzednicy. Wypłowiałej, ledwo trzymającej się od nadmiaru wyeksploatowania. Nie ma tu żadnego powiewu świeżości, a wręcz przeciwnie - czujemy odgrzewane schaboszczaki po kolejnym mrożeniu. Oglądaliśmy już takie filmy, nauczyliśmy się przewidywać i wiemy dokładnie jak się wszystko skończy. Zdradzę, że Leonetti jednak umie zaskoczyć - jeszcze bardziej spieprzy końcówkę. Nic więcej nie napiszę.

Jednak na jeden aspekt należy poświęcić akapit - nawiązania do kultowych horrorów. Mamy po trosze Laleczki Chucky, Egzorcysty i najwięcej z Dziecka Rosemary. Owszem, to wyglądało całkiem przyzwoicie, można było pobawić się w wędkarza i wyłowić odpowiednio dużo nawiązań. Mam nadzieję, że nie tylko ja zwróciłem uwagę na zbieżność imion głównych bohaterów z imionami aktorów grającymi Rosemary i Guy'a Woodhouse'ów w Dziecku Rosemary? :) Przypadek? Nie sądzę. I to jest jedyny smakowity kąsek w daniu, które Leonetti całkowicie spalił. Nie zapraszam do kina. Nie tym razem.



MOJA OCENA: 
4/10


Mały trailer, który praktycznie zdradzi o czym jest film. Jak spieprzyć to wszystko po całości :)




1 komentarz:

  1. 21 year-old Analyst Programmer Aarika Siney, hailing from Mont-Tremblant enjoys watching movies like Mystery of the 13th Guest and Sailing. Took a trip to Strasbourg – Grande île and drives a Ferrari 250 GT LWB California Competizione Spider. strona

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...