sobota, 18 października 2014

Miasto 44 (2014)



Właśnie mija miesiąc od premiery filmu Jana Komasy. Recenzję obiecałem, więc pojawić się musiała. Natomiast co do filmu... już nie pamiętam, kiedy ostatnio raz byłem tak zniechęcony do zajęcia miejsca w sali kinowej. Nieustannie przypominana 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego zrobiła swoje. Przesyt. Znużenie. Niechęć. Ale przemogłem się - co z tego wyszło? Batalistyczne widowisko z niesamowitym rozmachem technicznym ( cokolwiek by to znaczyło ). Recenzji najbardziej oczekiwanej premiery roku już się nagromadziło - pora na kolejną, moją.







Tak jak wspomniałem na wstępie - rok 2014 wiązał się z wysypem dokumentów, materiałów, reportaży, wreszcie filmów o tematyce powstańczej. To zrozumiałe, w końcu 70. rocznica to nie byle co. Kawał polskiej historii. Nasza rodzima kinematografia uczciła to dwoma ważnymi filmami, które łączy postać Jana Komasy. Z jednej strony Powstanie Warszawskie, kapitalnie odnowione i zmontowane w całość kroniki powstańcze, z drugiej - pełne impetu i subiektywnych wizji reżysera, Miasto 44. Film, którego budżet ciułano bite 8 lat. Uzbierano prawie 25 milionów złotych, co widać. Abstrahując do treści obrazu i skupiając się na stronie technicznej - dostaliśmy wizualny dynamit. Sceny batalistyczne, krajobraz zrujnowanej Warszawy ( przydał się gruz ze Stadionu Dziesięciolecia ), a wreszcie sekwencje wybuchów, nalotów, wszelakich rozpierduch - potrafią wgnieść w fotel. I niekiedy nie będziemy chcieli z nich wychodzić, zwłaszcza w obawie przed opadem deszczu rozczłonkowanych ofiar wybuchu niemieckiego czołgu. Mocny moment.



Ale czy Miasto 44 zostało zrealizowane by połechtać kinomanów nastawionych na wrażenia wzrokowe? Po co robi się takie filmy? Raz, by oddać hołd. Dwa, by przekazać trochę historii. Ktoś kiedyś powiedział: film jest świetnym nośnikiem historii. Jest ratunkiem, gdy książki nudzą i nie są dość przystępne. Szkopuł w tym, że łatwo popłynąć z prądem reżyserskiego subiektywizmu. Film jest taki, jakim widzi go artysta. To co kręci, nie musi być zgodne z prawdą. Komasa realizuje swój zamysł - kręci dramat młodych ludzi, okiem młodych ludzi. Czyżby powtórka z rozrywki? Mając w pamięci fatalne Kamienie na szaniec, od razu zaprzeczę. Bohaterowie Miasta 44 to zwykła młodzież dotknięta niewyobrażalną tragedią. I nie przeszkadza temu fakt, że dzieje się to 70 lat temu. Reagują tak jak powinni reagować: przerażeniem, obawą, nadzieją, odwagą. Ilu ludzi, tyle stanów emocjonalnych. Mimo, że takie przedstawienie młodych powstańców może być potwornie nieznośne, to nie czepiajmy się - Komasa pokazał ich tak, jak zachowaliby się dziś. I nie przekona mnie pieprzenie, że ludzie z tamtych lat mieli większe jaja i poczucie patriotyzmu. Nie, byli równie głodni życia oraz przerażeni widmem śmierci, jak byliby teraz. To byli tylko ludzie, a może aż ludzie. Pragnęli czerpać z życia garściami, wykorzystywać swój czas - wojna nie obejmowała ich planów.

Film skupia się na trójce głównych bohaterów - Stefanie ( Józef Pawłowski ), Alicji ( Zofia Wichłacz ) i Kamie ( Anna Próchniak ). Każda postać inna, ale uwikłana w skomplikowaną, trójstronną relację. Stefan to zaprzeczenie mitu idealnego powstańca - nie chce brać udziału w konspiracjach, dystansuje się od walki z okupantem. Dopiero pełen upokorzenia i chęci przebywania z kimś innym niż matką, wstępuje w powstańcze szeregi. W tle rozgrywa się mimowolna walka o serce chłopaka pomiędzy Alicją i Kamą. Dwa światy, dwa różne spojrzenia. Wyścig o miłość Stefana przeszyty jest bezwzględnością pomiędzy dziewczętami. Każda z trzech postaci jest inna. Komasa uwypukla zarówno zalety, jak i wady bohaterów. Nie idealizuje żadnego z nich. Na piedestale wyżej cenią miłość niż walkę ramię w ramię z rówieśnikami. Reżyser zadał sobie trochę trudu i stworzył pełnokrwiste postaci, czego nie udało się zrobić Glińskiemu w Kamieniach.... Komasa nie stawia pomników, a co ważniejsze ma odwagę pokazać, że nawet w obliczu wspólnej walki z wrogiem, skurwysyństwo zawsze znajdzie swoje miejsce. Kapitan Armii Krajowej żąda seksu w zamian za przepustkę? Kto by pomyślał.


Oczywiście, nie należy łykać wszystkiego co poda nam reżyser, bo jak wspominałem - to jest jego subiektywna wizja przebiegu Powstania wedle tych konkretnych jednostek. Ile prawdy, tyle fałszu. Możemy się tylko domyślać, jak było naprawdę. Wiemy jedno - Komasie nie brakuje odwagi i pewnej dozy arogancji, choć mam na myśli jej pozytywną stronę. Nie bał się stworzyć autorskiego projektu o wydarzeniu, któremu dzisiaj oddajemy najwyższy hołd. Nie bał się mieszać konwencji, bawić się kinem, dodawać składników z pozoru do siebie niepasujących. Należy mu się za to szacunek. A sam film? Warto obejrzeć, bo czuć powiew świeżości. Coś się dzieje w polskiej kinematografii, a przypomnę, że w kolejce czekają Bogowie, po cichu okrzykniętym najlepszym filmem bieżącego roku. Dla mnie mocna siódemka.



reżyseria: Jan Komasa
scenariusz: Jan Komasa
obsada: Józef Pawłowski, Anna Próchniak, Zofia Wichłacz
Antoni Królikowski, Tomasz Schuchardt
czas trwania: 170 minut


5 komentarzy:

  1. Takie filmy ciężko się ocenia, ponieważ nie można się przyczepić do fabuły :)
    Miasto 44 moim zdaniem, miało być przedstawieniem nie tyle samego powstania (bo tylko niezorientowany laik nie zauważyłby, że w tym roku nastąpił zalew filmów o tematyce powstańczej), ale efektów specjalnych, których w Polsce jeszcze (chyba?) nie użyto do tej pory. To wyglądało trochę jak takie zwieńczenie pod kątem efektów wszystkich filmów o powstaniu, jakie do tych pory wyszły w Polsce. Jeśli klasyfikować film Komasy w jakąś kategorie to byłby to film absolutnie nie historyczny, bardziej odświeżający tematykę historyczną w małym stopniu. Film akcji, film science fiction, (dlaczego nie było 3D?!) owszem. Plus za świeżą obsadę, bo gdyby umieścił tu Szyca czy Karolaka wyszłaby farsa. O.

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzeliśmy.
    Nasłuchałam się skrajnych opinii. Powiem szczerze, że mnie film bardzo zadowolił. To co pisałeś - pełnokrwiste postacie. Dzięki Komaso! Za to, że Ci ludzie są prawdziwi i nie są mdli. Główny bohater - świetny pomysł, zresztą ja akurat antybohaterów uwielbiam (chociaż najczęściej słyszanym przeze mnie dźwiękiem w filmie był urywany oddech i o ile w małych dawkach robił fajne wrażenie, o tyle przez cały film mnie irytował ;) ).
    Dużo osób czepiało się scen zwolnionego tempra, mijające kule całujących się kochanków, scena seksu jak z sf i przy dup stepie - a czemu nie? Moim zdaniem połączenie super trafione (z takich scen najbardziej mi się pododał atak na cmentarzu i urwany "Sen o Warszawie" - aż przeszły mi ciary).
    Robią film w Polsce - szmira, nie to co hamerykańskie.
    Robią film w Polsce z efektami rodem z USA - szmira, bo za bardzo hollywoodzkie ;)
    Jak ktoś będzie chciał się przyczepił to się przyczepi - mi zdecydowanie przypadł do gustu i oby więcej takich filmów w naszym kraju :)

    //Alehija

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyższą wartością filmu są przede wszystkim efekty wizualne i dźwiękowe - wyszło naprawdę przyzwoicie, nie ma się czego przyczepić :) okej, fabularnie mnie nie powaliło ale chyba też nie taki był cel :) wspomnę jeszcze, że w kinie robił naprawdę spore wrażenie!

      Usuń
  3. 30 year old Physical Therapy Assistant Aarika Pullin, hailing from Bow Island enjoys watching movies like Blue Smoke and Geocaching. Took a trip to Monarch Butterfly Biosphere Reserve and drives a Ferrari 212 Export Berlinetta. przejsc do mojego bloga

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...