czwartek, 29 października 2015

Crimson Peak. Wzgórze krwi (2015)



Guillermo Del Toro zapracował sobie na mój szacunek doskonałym Labiryntem fauna. Nawet pomimo tego, że był to jeden z dwóch filmów reżysera, które widziałem. O drugiej części Hellboy'a, która ocierała się o dno, nie wspominam. Crimson Peak miał wszelkie przesłanki, by dorównać Labiryntowi fauna - wdzięczna do kręcenia epoka wiktoriańska, intrygujący temat i gęsta atmosfera. Ale jak to się stało, że się zesrało?










Schemat fabularny jest znany, klasyczny dla kina grozy: młoda, początkująca pisarka Edith Cushing (Mia Wasikowska) poznaje enigmatycznego przybysza z Wielkiej Brytanii, Thomasa Sharpe'a (Tom Hiddlestone), w którym to błyskawicznie się zakochuje. Z przyczyn, których zdradzić nie mogę, para szybko bierze ślub i przeprowadza się do posiadłości Sharpe'a. Jednak sypiąca się rudera, którą mężczyzna dzieli wraz ze specyficzną siostrą (Jessica Chastain), skrywa tajemnice o których Edith dowie się nadspodziewanie szybko...


No właśnie, za szybko. Mimo, że film trwa bite dwie godziny, to Del Toro opowiada go tak, jakby rozpieczętowywał jajko-niespodziankę. Bez ceregieli rozwija sreberko, wcina czekoladowe jajko i pośpiesznie otwiera plastikowy pojemniczek, który skrywa... nic nie skrywa, jest pusty. Pusty jak ten film. Raz, że reżyser nie zadał sobie trudu, by utrzymać widza w niepewności, tylko podsuwa mu pod nos gotową odpowiedź; dwa - historia Sharpe'ów i młodziutkiej Edith jest przedstawiona schematycznie, bez elementów zaskoczenia. Del Toro nie oferuje nic, czego byśmy nie wiedzieli, a wszystko czego domyślić się możemy. Marnie pleciona opowiastka zostaje obnażona z chwilą pojawienia się Toma Hiddleston'a, od którego na odległość bije niepokój. 


Zadziwiające, że film zaczyna się jako ghost story, ewoluuje w intrygę kryminalną, a kończy jako brutalne kino, gdzie krew leje się strumieniami. Fakt, że duchy towarzyszyły Edith od dzieciństwa, nie został tutaj dostatecznie wykorzystany. Owszem, gdy dziewczyna mieszka już z mężem, zjawy się pojawiają, ale nie mają większego wpływu na rozwój wydarzeń. Dobrze rozwijające się kino grozy hamuje i traci swój potencjał. Jestem mocno zaskoczony, jak niekonsekwentny jest Del Toro.

Grzechem byłoby jednak znęcać się nad meksykańskim reżyserem, bo przecież pudełko, w które spakował Crimson Peak, jest wizualnie piękne. Del Toro zadbał o każdy najdrobniejszy szczególik scenograficzny, dom Sharpe'ów wygląda wybornie. Mocną stroną jest również obsada aktorska. Świetnej, jak zwykle z resztą, Jessice Chastain dorównuje Mia Wasikowska, trochę mniej smutny Hiddleston. Bezbarwnie wypada Charlie Hunnam. 

Crimson Peak jest takim filmem, który na pewno znajdzie uznanie w oczach niektórych widzów - dostrzegą scenograficzne piękno i specyficzną atmosferę grozy. Dla mnie jednak film był sporym rozczarowaniem i jednym z większych kinowych zawodów w tym roku. Naciągana piątka.


tytuł oryginalny: Crimson Peak
reżyseria: Guillermo Del Toro
scenariusz: Guillermo Del Toro, Matthew Robbins
zdjęcia: Dan Laustsen
muzyka: Fernando Velazquez
obsada: Mia Wasikowska, Tom Hiddleston, Jessica Chastain, Charlie Hunnam
czas trwania: 119 minut

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...