tytuł oryginalny: The Grand Budapest Hotel
reżyseria: Wes Anderson
scenariusz: Wes Anderson
obsada: Ralph Fiennes, Tony Revolori, Adrien Brody,
Willem Dafoe, Edward Norton, Tilda Swinton
Plejada gwiazd wynajmuje pokoje u Wesa Andersona. Fikcyjne wschodnioeuropejskie państewko o wdzięcznej dla Polaka nazwie Żubrówka, to miejsce nowego filmu autora Kochanków z księżyca. Baśniowo, ironicznie, perfekcyjnie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhLEzLRFwZv5YkImg0fYAo-u8SagCuyQvKmjGOUthwWsZHYRCOxG0NuVyzxFqpwbe3fI0aQXsHQK_kQI-I0mEBEmS9i63huR-YislBIkIgwT6gh8jtHuNVUHB5j9K2MpU0zCZkaVbrN1LU/s1600/gbh1.jpg)
Muszę się przyznać - twórczość Wesa Andersona jest mi nieznana, nie miałem okazji obejrzeć w całości żadnego filmu spod jego ręki. Aż do teraz. Grand Budapest Hotel oczarował mnie. Jeżeli wszystkie jego dzieła są równie genialne jak ów recenzowany film, to wychodzi ze mnie lenistwo i ignorancja - pora nadrabiać zaległości.
1968. Grand Budapest to hotel mający czasy świetności daleko za sobą. Co innego 30 lat temu, kiedy konsjerżem był pan Gustave H. (Ralph Fiennes). Dostępny dla gości przez całą dobę, lubił im dogadzać aż za nadto - znany był z zamiłowania do miłosnych schadzek ze starszymi paniami. Jedna z nich, Madame D., umiera, zostawiając mu w spadku bezcenny obraz, o który bój stoczyć musi z jej synem, Dmitrim (Brody). Wynika z tego szereg komplikacji z morderstwami, ucieczkami i barwnymi postaciami w tle. Można sobie wyobrazić, że jest to właściwie pewnego rodzaju kryminał - ale Anderson doprawia to swoimi miksturami. Groteska, absurd, ironia - smakowite połączenie, podane w pięknej zastawie. Ogląda się to świetnie.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT4QpENYvHtaalrqp8xk314NVPRmni8AERnYcsNCfRQJ1O9LJaH2RvJCOx_gxdofoyK9Fl6uo0R7n4ALu5zI9ptZt2rI9ViIboUPkPB4Z3nhpifJ-LhaEreIjUv73lDrKra6VRbtYp3D4/s1600/gbh2.jpg)
Zalety można by wymieniać jeszcze długo, ale ostatnia rzecz - Anderson w pewien sposób hołduje kinu. Widać jak wprawnie i błyskotliwie nawiązuje do gatunków i okresów filmowych. Wystarczy zobaczyć scenę ucieczki przed killerem Dmitriego.
Wes Anderson to czarodziej. W magiczny sposób ściąga do siebie całą rzeszę gwiazd, grających na dodatek za półdarmo. Ale oczarowuje też widza - nienagannością i wirtuozerią swych filmów. Zaklęcie, które na mnie rzucił wciąż działa.
@ zatrudnia aktorów za półdarmo? nie zrozumiałam chyba?
OdpowiedzUsuńbardzo bardzo fajna recenzja. Tylko warto byłoby wspomnieć o roli Adriena Brody bo była też baaardzo ciekawa. może zostałby kiedyś bohaterem tygodnia?:)
Film fenomenalny, obejrze jeszcze nie raz
gaże dla aktorów u Wesa Andersona są minimalne. na polski - najniższa średnia krajowa :)
UsuńBrody był równie fantastyczny, ale więcej miejsca musiałem poświęcić jednak Fiennesowi :)
w przyszłości Brody na pewno przewinie się przez cykl "Bohater Tygodnia".
dziękuję za miłe słowa uznania i zapraszam częściej! :)