wtorek, 29 kwietnia 2014

RoboCop (2014)


tytuł oryginalny: RoboCop
reżyseria: Jose Padilha
scenariusz: Joshua Zetumer
obsada: Joel Kinnaman, Gary Oldman, 
Michael Keaton, Abbie Cornish, Samuel L. Jackson


27 lat bez remake'u to stanowczo za długo jak na standardy produkcyjne w Hollywood. Tym razem postanowiono odkurzyć klasyk Paula Verhoevena z 1986 roku. Ranny policjant zostaje odziany w blachę, czym ratuje swoje życie, a przy okazji zostaje zautomatyzowanym super-gliniarzem. Przyzwoite kino akcji.





Bez bicia i ze wstydem przyznaję, iż oryginalnego RoboCopa Verhoevena nie widziałem. Były okazje, ale nie przejawiałem chęci by zapoznać się z pierwowzorem. Podobnie było w przypadku Sędziego Dredda, gdzie widziałem tylko, nawet niezły, remake z poprzedniego roku. Wszystko przez to, że nie lubię kina futurystycznego. Nudzą mnie te wszystkie wizje świata w postaci wielkiego więzienia z wielkim naczelnikiem pilnującym porządku. Poza tym zazwyczaj są to filmy śmieszne, w pewien sposób kiczowate. Ale RoboCopa zobaczyłem i się nie zawiodłem. Tylko jest jeden mały problem - recenzować remake, bez obejrzenia oryginału, to kryminał. Postanowiłem się nie kompromitować, więc pisząc tekst zaprogramowałem sobie film Padilhi jako absolutną nowość, którego pierwowzór nigdy nie istniał.

Można zauważyć, że wzmacnia się trend na filmy różnogatunkowe z podobną koncepcją problemów społecznych. Miał to Kapitan Ameryka, ma to RoboCop. Akcja akcją, ale za podporę równo stojącej fabuły, ponownie odpowiedzialny jest amerykański strach przed przestępczością i terroryzmem. Społeczeństwo potrzebuje superbohatera. Domaga się tego przeciętny zjadacz hamburgera w Detroit, a wszystko potęguje presja ze strony mediów. I dostają co chcą. Nim Alex Murphy (Kinnaman) stał się cyborgiem, siał popłoch wśród kryminalistów jako twardy, nieustępliwy gliniarz. W wyniku zamachu zostaje śmiertelnie ranny - jedyną szansą by przeżył, jest wsadzenie go w blaszany uniform. Murphy staje się gwiazdą i naczelnym stróżem prawa upadłego miasta Detroit. Co ciekawe - mimo, że z Alexa została w zasadzie tylko głowa, to właśnie na niej skupia uwagę Padilha. RoboCop nie jest sztywnym, blaszanym drwalem o zerowej mimice. Ma emocje i nie waha się ich używać. Co z resztą pomaga mu w walce z przeciwnikiem...

A ten jest wyjątkowy - Sellers (Keaton) to przecież jego twórca i fundator. Pomaga mu doktor Norton (świetny Oldman), w sumie porządny gość. Wybór nie był zaskoczeniem, bo zwykłych rzezimieszków RoboCop bezproblemowo zdmuchiwał. Więc toczy walkę o prawo do życia, by nie służyć tylko jako karta przetargowa do większej kasy dla Sellersa. Machlojki polityczne, układy, układziki. Jakież to aktualne. Padilha, twórca Elitarnych, nie serwuje nam wyłącznie rąbanki i rozpierduchy. Lekko naciska też na osobowość i charakter bohaterów. A tych nie brakuje - cyniczny sukinkot Keaton, pełen wątpliwości Oldman i - wisienka na torcie - konserwatywny aż do bólu Samuel L. Jackson, jako bezkompromisowy komentator polityczny. Warsztatowo zrobiony RoboCop nie wychodzi jednak poza granice kina trzymającego w napięciu. I słusznie - przecież taką rolę ma pełnić, dostarczać rozrywki.

Idąc tokiem myślenia przedstawionym na początku, mogę stwierdzić - jeżeli istniał by oryginał filmu, to z chęcią bym go zobaczył. Cudowne olśnienie - przecież jest! Dlatego z chęcią cofnę się prawie trzy dekady wcześniej i zobaczę klasyk Verhoevena. Tutaj się nie zawiodłem, bo RoboCop to weekendowe kino akcji z porządną dawką napięcia. Chyba mogę polecić.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...