Trzeci tydzień nie obfitował ciekawymi filmami. Raczej odkurzałem starocia. Z nowości obejrzałem oscarową Grę tajemnic oraz zeszłoroczną Lucy. Zachwytów nie było. Mały przegląd filmowego tygodnia, zapraszam.
15 stycznia: Mocne uderzenie (1998) reż. Kirk Wong
Nie ma co się rozpisywać - mimo całej mojej sympatii do Marka Wahlberga, to nie był udany film. Mocne uderzenie to pastisz kina akcji, tylko nie do końca udany. Tandetne. bez poczucia humoru. No i Lou Diamond Phillips :) OCENA 3/10
16 stycznia: Popeye (1980) reż. Robert Altman
Film Roberta Altmana miałem już w planach od dawna. Po śmierci Robina Williamsa, chciałem przewertować całą jego filmografię, a Popeye był jego prawdziwym debiutem kinowym. Co charakterystyczne - Altman potrafił przenieść bajkowy styl na prawdziwy ekran. Nieco surrealistyczne przygody Popeye'a ogląda się tak, jak kiedyś animowane bajki na kasetach :) OCENA 6/10
17 stycznia: Gra tajemnic (2014) reż. Morten Tyldum
O tym filmie możecie przeczytać więcej w recenzji, która ukazała się właśnie 17 stycznia. Oprócz kapitalnego Benedicta Cumberbatcha oraz świetnej scenografii, to obraz Mortena Tylduma odbieram w kategorii małego rozczarowania. Norweg nie pokazał, że potrafi świetnie sprzedawać historie, tak jak to zrobił w Łowcach głów (2011). OCENA 6/10
18 stycznia: Rocky (1976) reż. John G. Avildsen
Wstyd przyznać, ale przygody z Włoskim Ogierem rozpocząłem od części trzeciej, w której Rocky mierzył się Clubberem Langiem. Teraz już wiem, jakże inne były to filmy. Rocky to opowieść nie tyle o walce na ringu, a o pojedynku ze swoim życiem. Stallone jest tutaj w świetnej formie. Obraz Avildsena w odróżnieniu od następnych części nie jest jedynie brutalną młócką. Może dlatego, że później za kamerą stanął Sly :) OCENA 7/10
19 stycznia: Lucy (2014) reż. Luc Besson
Besson, który przecież wywodzi się z kina akcji, zrobił tym razem film intrygujący, ale słaby. O ile początek zwiastował coś naprawdę dobrego, o tyle później zaliczył spektakularną glebę. Zmarnowany potencjał (moje ulubione stwierdzenie). No i kolejny technologiczny bełkot plus Morgan Freeman w swoim stałym wcieleniu eksperta bądź profesora. OCENA 4/10
20 stycznia: Nieuchwytny (1996) reż. John Gray
Ahh ten Steven Seagal... Człowiek, który skopie dupę każdemu, kto stanie mu na drodze. A co najlepsze - stojąc w miejscu i machając jedynie przedramionami! W duecie z jednym z tych Wayansów wyszło tak jak zwykle - kiczowato, czerstwo, ale klimatycznie! OCENA 4/10
21 stycznia: Inwazja (2007) reż. Oliver Hirschbiegel, James McTeigue
Nicole Kidman ma problem z doborem ról. Zdobywczyni Oscara za rolę w Godzinach (2002) zaczęła taplać się w bagnie filmów słabych i słabszych. Inwazja to jeden z nich. Głupi pomysł na historię, drętwi aktorzy i naprawdę marne zakończenie. I fryzura Daniela Cragia - koszmarek. OCENA 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz